Opiekunka z Opola wychowała Marysię i Zosię w domu. Jak wygląda ta codzienność

4 min czytania
Opiekunka z Opola wychowała Marysię i Zosię w domu. Jak wygląda ta codzienność


Opolanka przyniosła do domu dwa maleńkie kangury i zmieniła codzienność rodziny oraz zoo. Jedno z nich wróciło do stada, drugie nadal skacze po mieszkaniu – opiekunka z Zoo Opole opowiada o nocy pełnej harców, nauce jedzenia z miseczki i niezwykłej więzi z ośmioletnim synem.

  • W Zoo Opole: jak Marysia i Zosia trafiły pod opiekę Katarzyny Łukomskiej
  • W mieszkaniu w Opolu: życie z kangurkami, nocne harce i rodzinne rytuały

W Zoo Opole: jak Marysia i Zosia trafiły pod opiekę Katarzyny Łukomskiej

Kiedy w styczniu do domu Katarzyny Łukomskiej, opiekunki z Zoo Opole, trafiła pierwsza z maluchów, sytuacja była nagła i wymagała natychmiastowej reakcji. Do pary dołączyła druga oseska trzy tygodnie później. Marysia, kangur rudy, straciła matkę po infekcji, która objęła całe stado. Zosia, z gatunku walabia benetta, wypadła z torby i mimo prób nie potrafiła wrócić do matki. Bez opieki i pokarmu obie nie miałyby szans na przeżycie.

„W ciągu ostatniego roku wychowywałam dwa kangury. W styczniu pojawiła się Marysia, a trzy tygodnie później dołączyła Zosia. Marysia, kangur rudy, znalazła się u mnie po śmierci swojej matki, która padła z powodu infekcji całego stada. Z kolei Zosia, z gatunku walabia benetta, wypadła z torby i mimo prób nie potrafiła już wrócić. Obie bez opieki i pokarmu nie miałyby szans na przeżycie.

Zoo szybko zorganizowało niezbędne wyposażenie: lampę grzewczą i specjalne mleko. Ponieważ Katarzyna jest jedyną kobietą w zespole działu zwierząt, zaproponowano jej codzienną opiekę nad maluchami. Pierwszy kangurek zamieszkał z nią na stałe – towarzyszył jej także w pracy, a w ogrodzie zoo przygotowano mały wybieg.

W mieszkaniu w Opolu: życie z kangurkami, nocne harce i rodzinne rytuały

Dom Katarzyny szybko wypełnił się nowymi rytuałami: karmieniem butelką, otulaniem w kocyk i nauką jedzenia z miseczki. Marysia i Zosia różniły się rozmiarem: na początku Marysia ważyła 1,8 kg, Zosia zaledwie 560 g. Przez kilka miesięcy żyły razem, obwąchiwały się i spędzały czas w ogrodzie, a Zosię przez dłuższy czas dokarmiano mlekiem.

„Szybko przygotowałam dom dla pierwszego kangura, nie spodziewając się, że wkrótce pojawi się drugi. Z zoo dostałam lampę grzewczą i mleko, by karmić butelką. Od tego momentu zaczęłam życie z kangurzątkiem, które codziennie towarzyszyło mi także w pracy. W zoo przygotowaliśmy dla niego mały wybieg.”

Codzienność miała też zabawne i wymagające momenty. Kangury dały się poznać jako ciekawskie lokatorki: potrafiły skakać po całym domu, Marysia wskakiwała na brzuch ośmioletniego syna i potrafiła tam godzinami leżeć. Zosia, aktywna nocą jako wallabia, wymagała zamykania opiekunki w sypialni, by nocne harce nie przeszkadzały reszcie rodziny.

„Weszłam do domu z małym zawiniątkiem i powiedziałam synom, że mama kangurzątka nie żyje i teraz my się nim zajmiemy. Młodszy, ośmioletni, od razu nawiązał z Marysią więź – kładł się na podłodze, a ona wskakiwała mu na brzuch i potrafili tak leżeć godzinami. Zawijał ją w kocyk i nosił jak w torbie.”

W praktyce opieka wymagała wielu prób i korekt. Kangury początkowo nie potrafiły ssać smoczka, więc przejście na jedzenie z miseczki było koniecznością. Katarzyna prowadziła te działania w stałym kontakcie z kierownikiem działu w zoo i ze wsparciem swojej mamy, która pomagała przy opiece i wyjazdach.

„Wszystko odbywało się metodą prób i błędów na zasadzie eksperymentu. Czułam pełną odpowiedzialność za te dwa życia. Byłam w stałym kontakcie z kierownikiem działu i mogłam liczyć na wsparcie. Trudnością było, choćby karmienie – kangury nie umiały ssać smoczka. Marysię musiałam przestawić na miseczkę, teraz tego samego uczę Zosię. Pomoc mojej mamy była nieoceniona.”

W maju Marysia wróciła do stada w zoo. Proces powrotu przebiegał stopniowo: po powrocie była związana z ludźmi, ale z czasem „zdziczała” i dziś funkcjonuje poprawnie w swoim środowisku. Zosia natomiast nadal mieszka w domu Katarzyny – reaguje na jej głos wewnątrz mieszkania, ale poza domem staje się dzika, co jest pozytywnym znakiem dla przyszłego powrotu do stada.

„To był ważny moment. Marysia, choć bardzo związana z nami, po powrocie stopniowo zdziczała. Dziś dobrze funkcjonuje w stadzie. Z kolei Zosia nie przywiązała się mocno – w domu reaguje na mój głos, ale w ogrodzie staje się dzika. To dla mnie dobry znak, bo oznacza, że ma szansę bez problemu wrócić do stada, co bardzo mnie cieszy.”

Katarzyna podkreśla, że cały proces nauczył ją pokory, cierpliwości i uważności. Mimo że opieka nad kangurkami wymagała wielu wyrzeczeń i pracy metodą prób i błędów, nie żałuje tej decyzji i byłaby gotowa podjąć się podobnego zadania ponownie, gdyby los postawił ją przed takim wyzwaniem.

„Przede wszystkim nauczyło mnie pokory. Nie czuję się przez to wyjątkowa czy lepsza – po prostu kocham zwierzęta i nie potrafiłabym postąpić inaczej. To była lekcja cierpliwości i uważności. Gdyby życie postawiło przede mną podobne wyzwanie, podjęłabym je ponownie.”

Imiona zwierząt, sposób opieki i postępy w nauce jedzenia oraz samodzielności pozostają pod opieką Zoo Opole i Katarzyny Łukomskiej. Historia pokazuje, jak szybka reakcja zespołu zoo i zaangażowanie jednej rodziny mogą uratować młode zwierzęta i przygotować je do powrotu do naturalnego stada.

Na podst. UM Opole

Autor: krystian